sobota, 19 lipca 2014

Rozdział 4

-Pani Thosue, może mi pani pomóc?-starałam się za wszelką cenę uniknąć odpowiedzi na pytanie nieznajomego chłopaka.
-Jasne skarbie-odpowiedziała.
-Nie widzisz?-bardziej stwierdził niż spytał... Ross? Chyba tak się nazywa.
-Mogę ci pomóc z zakupami jak chcesz-powiedział po chwili.
-Nie potrzebuję litości. Nie jestem kaleką-rzuciłam oschle. Wiem, że nie powinnam go tak traktować, bo on nie jest niczemu winny. Chce tylko pomóc, ale ja wiem, że to z litości.
-Już skarbie-usłyszałam ciepły głos pani Thouse.
-Laura, tak? Ja wcale nie chcę byś czuła, że traktuję cię jak kalekę. Po prostu chcę ci pomóc. Tyle-powiedział chłopak.. Pani Thouse szepnęła mi na ucho:
-To miły chłopak. Daj mu szansę. Mieszka tu od niedawna i nie ma znajomych-powiedziała to tak pewnie i ciepło... Cała pani Thouse.
-Naprawdę ci pomogę-powiedział jeszcze raz.
-No dobrze-westchnęłam.
-Kupujesz coś jeszcze? No oprócz tych batoników...
-Pomógłbyś mi z zakupami na obiad?-spytałam
-Jasne. A co chcesz?
-Znajdź w tym sklepie pizze i będzie git-powiedziałam oschle. Chciałam, aby jak najszybciej się odczepił. Na marne...
-Pizza jest nie zdrowa. Polecam pyszną sałatkę z kurczakiem-ekspercik od kuchni się znalazł...
-Nie widzę - nie gotuję-powiedziałam mu jeszcze bardziej oschłym tonem. Czemu? Bo wiem, że takim nie wolni ufać. Jutro o mnie zapomni, ale ja będę pamiętać...
-Skoro ty nie gotujesz, to ja ci coś ugotuję-powiedział, a mnie totalnie zamurowało. Przecież... Ja... On chce mi pomóc? Tak serio?
-Nie musisz się poświęcać. Masz przecież własne życie-powiedziałam mu, tym razem łagodnie i życzliwie.
-Ale chcę. I tak nie mam nic do roboty, a tobie przyda się pomoc.
-Ja cie nawet nie znam!-krzyknęłam.
-To możesz poznać. To może jeszcze raz. Jestem Ross-powiedział i ujął moją dłoń w swoją. Tak, jak to robią ludzie w geście przywitania się.
-L-Laura-powiedziałam nieśmiało.
-Tak więc Laura... Dasz się namówić na sałatkę z kurczakiem? Oczywiście ja gotuję-w jego głosie można było wyczuć, że wcale nie zraził się do mnie przez mój oschły ton, a teraz jestem pewna, że się uśmiecha.
-No dobrze-powiedziałam nieśmiało.
-To ja idę po składniki, a ty może podejdź do lady razem z panią Thouse-powiedział, a ja nawet nie zdążyłam nic powiedzieć, bo tylko słyszałam jego kroki oddalające się ode mnie z każdą sekundą.
-I jak?-powiedziała po chwili pani Thosue, która ni stąd ni zowąd pojawiła się tuż obok mnie.
-Miły-powiedziałam z uśmiechem.
-To wszystko?
-Zabawny-dokończyłam.
-Widzisz?-mówiła z głosem typu ,,a nie mówiłam?"-Przepraszam za określenie-zdała sobie sprawę, z tego co powiedziała. Przecież ja nie widzę...
-A pani skąd go zna?
-Jego rodzice, to byli moi najlepsi przyjaciele. Potem jego mama zaszła w pierwszą ciążę i oboje stwierdzili, że w Nowym Yorku będzie lepiej im wychowywać dziecko. No i wyjechali. Nie widziałam ich sporo czasu...-dokończyła jakby... z żalem?
-Rozumiem...
-Kiedy więc dowiedziałam się, od jakiej rodzinki jest ten chłopaczek, to od razu go polubiłam. Jest taki spokojny, pomocny, nie jest wulgarny i nie popada w złe towarzystwo.
-Jak wygląda?-spytałam ciekawa.
-Wygląd nie jest najważniejszy. Liczy się osoba wewnątrz, a nie na zewnątrz. To jakimi jesteśmy z charakteru czyni nas dobrymi i właściwymi ludźmi, a nie to czy ładnie wyglądamy.
-Zapytałam z ciekawości-udałam obrażoną.
-Wiem, ale ludzi ocenia się po dobroci ich serca, a nie...-dokończyłam za nią:
-Po wyglądzie i ich pieniędzy w portfelu-słyszałam, że się lekko śmieje.
-No właśnie, ale jeżeli już musisz wiedzieć, jest blondynem.
-To wszystko?
-I ma brązowe oczy-dokończyła ze śmiechem.
-Hahaha. Ja pytam serio.
-Przecież sama możesz sprawdzić jak on wygląda. Masz te zdolność jak każda niewidoma osoba.
-Myśli pani, że on się da?
-Tak. Myślę, że się da-zaśmiała się ponownie. Przecież nie będę go dotykała po twarzy jak go nie znam.
-Chcesz wiedzieć, jak wygląda, to musisz sama to sprawdzić i wizualizować sobie jego twarz/
-Już zrobiłem zakupy!-słyszałam jego głos. Był coraz bliżej nas.
-Ile płacę?-spytał po chwili.
-Ale to moje zakupy-od razu powiedziałam. Nie szukam sponsora.
-Ale ja chcę zapłacić-wiem, że się uśmiechał. Super! Teraz wyjdę na naciągaczkę.
-To gdzie mieszkasz?-spytał po chwili.
-Tuż obok sklepu.
-To prowadź-powiedział i razem wyszliśmy ze sklepu.
Szliśmy w ciszy. Czemu? Ja tematu zaczynać nie chciałam, tym bardziej, że mój dom znajduję się bardzo blisko.
Po chwili doszliśmy do moich drzwi. Siłowałam się z trafieniem klucza do dziurki. Pewnie siłowałabym się dłużej, gdyby nie to, że ,,ktoś" złapał mnie za ręce i swoimi rękoma, dotykając moich, doprowadził mnie do dziurki. Ten ktoś, to oczywiście mój nowy kolega.
-Dziękuję-powiedziałam speszona i otworzyłam szybko drzwi.
-Gdzie postawić zakupy?-spytał, kiedy weszliśmy do kuchni.
-Gdzieś na stole.
-To może ja od razu przygotuję potrawę?-spytał, a ja tylko pokiwałam głową. Nie wiem, czy widział, ale mam to gdzieś. Muszę pójść do swojego pokoju znieść klucze.
Szłam tak chwilkę, ale po chwili wpadłam na coś dużego. Zaryłam o to piszczelami. Ból nie z tej ziemi.
-Ała!-krzyknęłam. Po chwili usłyszałam jak ktoś biegnie do mnie. I to dosłownie...
-Nic ci nie jest?-spytał Ross.
-Nie wiem! Boli mnie noga.
-Wpadłaś na pianino-powiedział, a mi nagle ból zmalał, a na mojej twarzy zastąpiło go zdziwienie.
-J-Jakie pianino?-spytałam po chwili.
-To ty nie wiesz, że masz pianino w domu?-spytał zdziwiony.
-Jeszcze przed moim wyjściem do sklepu go tu nie było-odparłam zdziwiona.
-Jest jakaś kartka.
-Co tam pisze?-spytałam rozmasowując piszczel. Mimo, że ból był mniejszy, nadal go czułam.
-Nie wiem. Są jakieś wypukłe kropki-zaśmiałam się.
-To alfabet Braille'a.
-To masz-powiedział i podał mi do dłoni kartkę. A co tam pisało?
,,Laura... Przepraszam cię za wszystko. Za moje słowa i czyny, którymi cię uraziłam. Nie miej do mnie żalu i przyjmij ten mały podarunek. Kiedyś grałaś na pianinie. Myślę, że jeszcze potrafisz... 
                                                                                                              Twoja Van"
-I o co chodzi?-spytał.
-Moja siostra mnie przeprasza. Tylko, że ja nie pamiętam jak się na tym gra...
-A grałaś kiedyś?
-Tak. Jak byłam mała, potem w szkole dla inwalidów, ale nie grałam od trzech lat...
-Chodzisz jeszcze do szkoły?
-Nie. Skończyłam ją kilka dni temu.
-Wiesz co? Mogę cię uczyć grać-powiedział, a ja krzyknęłam z euforią:
-Naprawdę!
-Oczywiście.
-Jej!-kolejny okrzyk radości. Po chwili poczułam dziwny zapach.
-Ross?
-Tak?
-Co tak dziwnie pachnie?
-Kurczak!
***
Jest rozdział... Beznadziejny. Najgorszy jaki mi wyszedł... Tracę wenę:/ Przepraszam, że musieliście męczyć na niego oczy. Postaram się dodać lepszy, ale to dopiero 28.07! Bo wyjeżdżam... Do napisania!

18 komentarzy:

  1. nie waż się wyjechac . Ten rożdział nie jest zły jest fajny. Ja chce jutro rożdział

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie męczyć oczy??Rozdział jest boski

    OdpowiedzUsuń
  3. super!
    Dawaj szybko next i milego pobytu

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten rozdział jest po prostu total idealny!
    Szkoda, ze wyjeżdżasz, ale każdemu należy się wolne. Udanego wyjazdu ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie pisz tak, rozdział jest wspaniały! ❤
    Czekam na next ❤

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział :*
    Trzebnąc cię w łeb? Za to beznadzieja i że męczyc oczy?
    Gadasz bzdury.
    Czekam na next :* <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Wspaniały rozdział! Wcale nie jest beznadziejny. Nie piszesz coraz gorzej. Nie opowiadaj głupot. Czekam na nexta!

    OdpowiedzUsuń
  8. Jest świetny...
    Wcale nie jest beznadziejny!!!!!
    Czekam na nexta! <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział? Hmm. Jak zwykle super! Coraz bardziej wkręcam się w to opowiadanie! " :D Bardzo bardzo bardzo podoba mi się ta historia! jej! *.* A teraz:
    CO?!?!?!?!?! Dopiero 28.07? ja nie wytrzymam :( no ale nic... jakoś muszę... miłego wyjazdu ;* i czekam na next :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Zacytuję... ,,Mam ochotę szczelic ci z wirtualnego liścia" za przeproszeniem!!
    Co ty sobie dziewko wyobrażasz!? Tak w notce kłamać! Wstyd!
    Najgorszy..., beznadziejny,... co za kłamstwa!
    To ja tu piszczam z radości, a ty mi tu z takimi wyjeżdżasz!
    Ten rozdział to miód na me rozbolale serce!
    Czytałam to cudo bez mrugnięcia powieką!
    Kocham ten rozdział, bez względu o twej opinii.
    Weny na nexta życzę!! Oraz udanego i bezpiecznego wyjazdu!

    OdpowiedzUsuń
  11. Szkoda, że wyjeżdżasz ; (
    Nie mów, że rozdział jest beznadziejny!! Dziewczyno, masz talent!!
    Cudo, cudo i jeszcze raz cudo!!
    Pozdrowionka ;*

    OdpowiedzUsuń
  12. Próbujesz mi lit wcisnąć?
    Haha nie udało ci się.
    To jest świetne.
    Jak dla mnie ten rozdział jest najlepszy ze wszystkich. <33333
    Czekam na next.
    PS. Miłych wakacji!

    OdpowiedzUsuń
  13. Rozdział boski! Masz wielki talent i nie marnuj go ;)
    Życzę ci wspaniałych wakacji i czekam na next'a :*

    OdpowiedzUsuń
  14. Zapraszam do głosowania Maia Mitchell vs. Laura Marano!!!
    ---> http://here-come-forever.blogspot.com/ <---

    OdpowiedzUsuń
  15. Zajebisty jest! Aww Ross :3 Fajnie, że się nią zainteresował :D
    Czekam na kolejny!
    unbroken-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  16. Zapraszam Cię na one shota:
    http://fallinforyour5.blogspot.com/2014/07/one-shot-jedna-osoba-potrafi-zmienic.html
    :D

    OdpowiedzUsuń
  17. o której mnie więcej dasz rozdział ?

    OdpowiedzUsuń