sobota, 30 maja 2015

Epilog

<Dwa miesiące później>
*Oczami Laury*
Z Rossem układa mi się świetnie, choć sama nie wiem, na czym stoimy.
Zaczęłam pracować u jego mamy, więc jeszcze więcej czasu jesteśmy razem, jego mama prosiła, bym mówiła jej ,,mamo", choć strasznie trudno mi było na początku się przestawić.
Mimo, że kilka razy pocałowaliśmy się, to i tak nadal nie mogę jasno stwierdzić naszego ,,statusu".
Już dwa miesiące jesteśmy razem, ale co mi po tym, że mogę go nazwać moim chłopakiem i najlepszym przyjacielem?
To żadna stabilizacja.
-Cześć Lau-pocałował mnie w policzek, gdy tylko weszłam do gabinetu masażu.
-Cześć-odparłam z uśmiechem i lekko zarumienionym policzkiem.
Mimo wszystko, za każdym razem, jak Ross ujął moją dłoń, pocałował w policzek czy ogólnie pocałował czułam się tak... Inaczej? To było takie... Miłe... Przyjemne... Sama nie wiem.
W brzuchu mnie delikatnie ściskało i robiło mi się ciepło od środka. Mimo to, to było takie fajne.
Jakby stado motyli ktoś wpuścił do mojego żołądka, a one łaskotały mnie swymi delikatnymi skrzydełkami.
Za każdym razem gdy go widziałam, uśmiechałam się. Kiedyś nawet nie wiedziałam, że można się uśmiechać tak po prostu, na widok jakiejś osoby. To odruch bezwarunkowy. Nie potrafię nad tym zapanować.
Czasem, jak Ross powie coś w żartach, chciałabym udawać oburzoną, albo obrażoną. Ale nie mogę. Wystarczy tylko jego jedno słowo, jedno spojrzenie w oczy i od razu uśmiecham się i wybaczam mu dosłownie wszystko.
-Mam dla ciebie małą niespodziankę.
-Naprawdę?-spytałam zaskoczona.
-Tak. Dziś o 18:00 pojedziemy na wycieczkę.
-Jaką wycieczkę?-zmrużyłam brwi.
-Niedaleko.
-Niedaleko, czyli gdzie?-spytałam.
-Ojejciu...-westchnął-Zobaczysz. To niespodzianka.
-Ale wiesz, że nie za bardzo je lubię...-droczyłam się z nim.
-No to mogę odwołać-dodał pół żartem.
-Żartowałam-dodałam ze śmiechem.
-Ja też-uśmiechnął się do mnie i wyszedł.
***
Po 18:00 Ross zabrał mnie spod mojej obecnej pracy, związał oczy i wsadził do samochodu (brzmi jak scenka z porwania).
Jechaliśmy chyba wyboistą drogą, bo co chwilka podskakiwałam w aucie.
Ross co chwilę śmiał się ze mnie. Po chwili rozmawialiśmy. Nawet nie wiem kiedy, ale dojechaliśmy na miejsce.
Wiem tylko, że było ciemniej niż zwykle, więc rozmawialiśmy dość długo.
Po chwili Ross mnie prowadził chyba kolejne 15 minut.
*Oczami Rossa*
Było dla mnie nie do pomyślenia, bym mógł wybrać inne miejsce niż to. Napis ,,HollyWood" to jedna z atrakcji rozpoznawczych w LA. To piękne miejsce, a szczególnie w trakcie zachodu słońca.
Bałem się jak nigdy tego, co może się stać.
Ale kiedy doszliśmy na miejsce, zamiast strach ustąpić - wzmógł się. Serce biło mi jak szalone, kiedy zdejmowałem jej opaskę z oczu. Widziałem ten zachwyt na jej twarzy, te iskierki radości i poczułem, jak dłonie mi się pocą. Zapytałem:
-Kochasz mnie?
Zmrużyła oczy. Nie zrozumiała.
-Oczywiście, że tak-dodała pewnie.
-Bo mam do ciebie pytanie.
Wziąłem wdech i klęknąłem na kolano. Widziałem, jak otwiera szeroko oczy, oddech staje jej się szybki, a jej oczy wpatrują się we mnie i czekają na odpowiedź.
Dlatego wraz z wydechem spytałem:
-Wyjdziesz za mnie?
***
Witajcie kochani! Dotrwałam do epilogu xD Przepraszam, ale mam dziś taki ,,głupi nastrój". Skończyłam dziś 16 lat (od razu napomknę: nie obchodzę urodzin i nie przyjmuję życzeń). 
Epilog wyszedł mi w miarę ok. Kiedyś, jak zaczynałam przygodę z bloggerem marzyło mi się tyle komów, co obserwatorów... Ach te czasy...
A teraz cieszę się z każdego nawet najmniejszego koma, więc właśnie za nie chciałam podziękować.
Podziękowania:
Ewcia: choć sama w siebie nie wierzysz, masz ogromny talent. Piszesz cudownie. Zaczynałam tak jak ty. Ty przypominasz mi czasy sprzed roku :D Dziewczyno, zawsze mnie wspierasz, jesteś przy mnie - dziękuję.
King Julien: ciebie się nie da zapomnieć :D Masz przeogromny talent, zawsze się próbowałam jakoś wzorować na tobie. Ale nie mam tyle talentu co ty, więc nie wychodziło :/ Twoje komentarze dawały mi powera i chęci na pisanie. Dziękuję :)
Lauren Coolness: kolejna, co świetnie pisze! Ty mnie nigdy nie zostawiłaś :*
Patka Cher: Choć nie wiem, co obecnie jest z tą megggggga utalentowaną dziewoją, to każdy jej komentarz był dla mnie zaszczytem. Jej talent jest.. taki... WOW.
Patataciątko: to moje kochane kruche ciasteczko, jest najlepszym dowodem na to, jak pisać genialnie, być genialną osobą i w dodatku taką skromną <3
Ania Płonka: choć nigdy nie mówiłam ci tego, twoje komy zawsze dawały mi mega kopa ;) Dziękuję ci <3
Tulia Marano: mój pierwszy obserwator :D Gdyby nie ty, nie byłoby mnie pewnie tutaj :)
Cukierkowy Mistrzu: choć cię znam od niedawna, a twój talent był wcześniej dla mnie niewiadomą, to teraz cieszę się, że mogłam dostąpić zaszczytu bycia w kręgu twoich obserwatorów ;))))
Niezapominajeczka: tobie po prostu dziękuję. Masz mega talent, zawsze mnie wspierałaś i za to dziękuję <3
Oliwia Kaczmarczyk: sama nie wiem, co mam ci powiedzieć. Chyba jedynie podziękować, bo zawsze mnie wspierasz <3 Dziękuję <3
Ktoś Ktosiowy: dla mnie jesteś nieodłączną zagadką, a każdy twój kom napawa optymizmem :D Szczególnie po tym twoim ostatnim spięłam swe cztery litery xD Chcesz mnie zabić? XD Dziękuję za wszystko <3
Partycja Chocklade Lynch (dobrze napisałam?): naj na koniec xD Dziękuję za twoje rozmowy, komentarze, wsparcie, obecność, każdy pozytywny aspekt i za to, że jesteś <3 
Oprócz tego wyróżniam te osoby:
Karcia Lynch, Mandy Marano, Ania Fanka oraz Natalie <3
Dziękuję wam wszystkim <3
Oraz wszystkim pozostałym obserwatorom <3
Czy to koniec tego opowiadania? Oczywiście, że nie :D Dalej czasem coś tu nabazgram, może jakieś nawet ,,dokończenie" xD.
Zapraszam jeszcze na mojego drugiego i trzeciego bloga :*
Aha! Zapomniałabym. Statystyki:
Komy: 374
Wyświetlenia: 15 141
Obserwatorzy: 50 <3
Posty: 26
Do napisania <3

wtorek, 26 maja 2015

Rozdział 19 (ostatni przed epilogiem)

*Oczami Rossa*
Dzień przed ślubem Van i Maxa ja i Laura poszliśmy do parku.
Był słoneczny dzień, a dla naszej dwójki spędzanie czasu razem to idealna forma na nudę.
Laura obserwowała dzieci, które bawiły się na podwórku u sąsiadów, a ja powolnym ruchem dotknąłem wierzchu jej dłoni.
Po chwili splotła nasze dłonie i uśmiechnęła się do mnie.
-O czym myślisz?-spytałem.
-O jutrzejszym dniu, o dzieciach, które beztrosko biegają sobie w tę i z powrotem, o nas...
-O nas?-wyłapałem te słowa.
-Tak. Zastanawiam się jak to będzie.
-Będzie co?
-No w przyszłości. Niby znamy się już trochę, jesteśmy ze sobą od tygodnia... Ale chyba będziemy już razem, prawda?-spytała.
Zastanowiłem się chwilkę nad jej pytaniem, a raczej nad celem owego pytania. Czy miała na myśli zerwanie? To, że przestaniemy być razem? Że już nie będziemy się widywać? A może... Nie.
-Lau... Kocham cię i mam zamiar być z tobą tak długo, jak to będzie możliwe.
-A co jak to nie będzie możliwe?-spytała.
-Laura, o czym ty mówisz?-spytałem wreszcie.
Zamilkła na chwilkę. Przeanalizowała chyba, co chce mi powiedzieć.
-A co jak na przykład któreś z nas... No nie wiem... Ciężko zachoruje?
-Boisz się, że jeżeli któreś z nas umrze, zapomnimy o sobie?
Pomyślała przez chwilkę. Chyba nie o to jej chodziłem. Ale po chwili zrozumiałem, o co może jej chodzić.
-Laura? Czy ty się boisz, że zostawię cię, jeżeli znów przestaniesz widzieć?-spytałem lekko przerażony.
Milczała. Spuściła głowę. Pokiwałem z niedowierzaniem.
-Dziewczyno, ja cię kocham. Żadna choroba tego nie zmieni. Nie obchodzi mnie, czy nie będziesz widziała, nie będziesz słyszała czy mówiła.
Spojrzała na mnie spod długich rzęs i uśmiechnęła się niemrawo. Po chwili wtuliła się we mnie. Już nie miałem wątpliwości, że o to pytała.
Ale miałem wątpliwość, czy moja odpowiedź ją uspokoiła.
<Dzień ślubu Maxa i Vanessy>
*Oczami Laury*
-I ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę, aż do śmierci-skończyła mówił Vanessa.
Ja, jak to ja ryczałam.
Wymienili się obrączkami i po chwili pocałowali się.
Rozejrzałam się po sali. Byli tylko nasi znajomi i Pani Thouse.
Niesamowitym przeżyciem było wreszcie zobaczyć osobę, którą zna się od małego, słyszało jej głos, ale nie widziało. Coś takiego, jak przeżyłam widząc Vanessę, ale Van znałam od urodzenia i widziałam przez 7 lat. A do sklepu Pani Thouse zachodziłam od 8 roku życia.
Vanessa była ubrana w niesamowitą suknię ślubną. Dodatkowo stroiły ją małe, czerwone różyczki, welon i bukiecik, który składał się z białych i różowych lilii.
Ogółem ślub sam w sobie był czymś niesamowitym. Tym bardziej, że towarzyszył mi mój ukochany i to z nim spędziłam cały wieczór.
Tańczyliśmy, trzymaliśmy się razem, rozmawialiśmy... Było wręcz idealnie. Ale nadal bałam się, że jeżeli coś mi się stanie, Ross mnie zostawi. Nie mogłam znieść samej tej świadomości, choć doskonale wiedziałam, że Ross taki nie jest.
Ale samo to, że wmawiałam sobie kilka istotnych rzeczy, jakie mogły się nigdy nie wydarzyć, były przytłaczające.
Po mini weselu Ross i ja przeszliśmy się nad morze. Nie mieliśmy daleko.
Słońce po raz kolejny zachodziło, jakby wtapiało się w wodę, fale obijały się o brzeg, a my kołysaliśmy się wsłuchując w rytm szumu wody, jakby była najpiękniejszą melodią na ziemi. W gruncie rzeczy uspokajała i dodawała fascynującego nastroju.
Po chwili Ross zatrzymał się i spojrzał mi w oczy. Uśmiechnął się do mnie nic nie mówiąc. Złapał mnie za rękę i nawet nie wiem kiedy, złączył nasze usta w pierwszym, magicznym bym rzekła, pocałunku...
***
Kochani! Rozdział 20 będzie epilogiem. Powoli zaczyna się pisać ^^. Naprawdę mi przykro, że rozdziały pojawiają się nie za często i są niezbyt ciekawe :/ Ale niedługo koniec. Nie mam zamiaru usuwać bloga :D
Kochani! Mam na tym blogu 50 obserwatorów. Czy byłaby możliwość, byście zaobserwowali mojego drugiego bloga? Chodzi mi o tego: follow-your-dreams-raura.blogspot.com
Bardzo proszę :D
Rozdział z dedykiem dla Kinga Juliena :*
Do napisania!

sobota, 23 maja 2015

Rozdział 18

*Oczami Laury*
-Kocham Cię-usłyszałam takie dwa słowa. Spojrzałam się na Rossa i uśmiechnęłam. Jednak nic nie powiedziałam. Odwróciłam się w stronę plaży i znów wpatrywałam się w słońce.
-Nic nie powiesz?-spytał nie pewnie.
-Nie-wyszeptałam.
-Czyli... To twoja odpowiedź?-spytał lekko zaskoczony.
-No przecież, że nie-zaśmiałam się.
-Więc?
-Chciałam trochę podtrzymać cię w nie pewności.
-I ci się udało-powiedział spuszczając głowę.
Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się szczerze. Położyłam głowę na jego ramieniu i dodałam:
-Ja ciebie też.
***
-Vanessa?-spytałam podnosząc słuchawkę.
-Część Lau. Chciałam ci powiedzieć coś ważnego.
-Tak się składa, że ja też-zaśmiałam się.
-Dajesz pierwsza-powiedziałyśmy równocześnie.
-Dobra, ja zacznę-powiedziała Van ze śmiechem.
-O co chodzi?-spytałam.
-Ja i Max bierzemy ślub za tydzień-pisnęła z radością.
-Wow... To super!-krzyknęłam z euforią.
-No, i proszę cię, byś została moim świadkiem.
-Jasne-dodała z uśmiechem.
-A ty? Co u ciebie?
-Ja i Ross jesteśmy parą!-też pisnęłam podekscytowana.
-Serio? Od kiedy? Jak? Powiedziałaś mu?-Zostałam zasypana gradem pytań.
-Normalnie. Powiedział, że mnie kocha, ja też... Potem było romantycznie... No i parą jesteśmy.
-Nie spodziewałam się-powiedziała radośnie.
-Przyznam szczerze, że ja też. Ani u ciebie, ani u mnie.
Potem porozmawiałyśmy jeszcze przez chwilkę i rozłączyłam się. Następnie po umyciu się poszłam spać...
<Dzień później>
-I tak sobie pomyślałam, czy poszedłbyś ze mną?
Właśnie ja i Ross szliśmy przez park i rozmawialiśmy. Mówiłam mu o ślubie Vanessy. Przyjął to tak samo jak ja. Zaskoczony był.
Teraz Ross spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem i powiedział:
-No pewnie, że z tobą pójdę. Ale pod jednym warunkiem.
-Jakim?-spytałam lekko zaskoczona, że ma jeszcze jakieś warunki.
-Ja ci kupię kreację.
Tym to mnie totalnie zaskoczył.
-Uważasz, że brzydko się ubieram?-zażartowałam.
-Haha. Bardzo śmieszne-dodał z sarkazmem.
-To dlaczego chcesz mi coś kupić?
-Chcę ci zrobić prezent, a poza tym widziałem ostatnio coś ładnego...
-Nie mów, że już kupiłeś-dodałam czekając na odpowiedź.
-Wiesz...-Ross przeciągnął to zdanie.
-No Ross!-krzyknęłam.
-No co-wzruszył ramionami. Zaśmiałam się.
***
-Ty chyba na nią fortunę wydałeś-powiedziałam wpatrując się w sukienkę, jaką dostałam.
-Nie przesadzaj.
-Jest taka wyjątkowa... Idealna-powiedziałam dotykając delikatny materiał. Miałam przed sobą sukienkę, która tak wyglądała:
-Jest idealna, tak samo jak ty...
***
Przepraszam, za tak beznadziejny rozdział, ale nie mam siły pisać... Jestem zmęczona, nie mam weny i pomysłu... Dlatego z jednej strony cieszę się, że jeszcze dwa rozdziały i koniec bloga. 
Chociaż z drugiej jest mi przykro...
Ten rozdział jest dla ciebie Ewcia. Przepraszam, że taki beznadziejny...
Do napisania!

piątek, 15 maja 2015

Rozdział 17

*Oczami Laury*
-Co?-spytała Vanessa.
-Czy myślisz, że mogę być zakochana w Rossie-powtórzyłam.
-Laura... Wow... Takiego pytania to ja się nie spodziewałam... To znaczy wcześniej widziałam was razem szczęśliwych i w ogóle, ale że parą?
-Czyli uważasz, że nie powinniśmy...-zaczęłam.
-Skądże! Życzę wam szczęścia! A nawet chciałabym, byście razem byli, ale to takie...
-Dziwne?
-Bardziej zaskakujące. Bo wiesz... Jesteś moją malutką siostrzyczką i nic tego nie zmieni.
Uśmiechnęłam się do telefonu.
-Myślisz, że mam mu powiedzieć?
-Raczej poczekaj.... Może to on zrobi pierwszy krok?
-Dzięki siostra-rozłączyłam się.
Nie wiedząc kiedy - zasnęłam...
***
-Laura?-jakiś głos mnie obudził.
Przetarłam moje powieki, zamrugałam kilka razy, tym samym pozbywając się mgiełki z oczu i spojrzałam na tego ,,ktosia".
-Cześć Ross-uśmiechnęłam się.
-Przejdziemy się gdzieś?-spytał.
-Teraz?-spojrzałam na zegarek. Wskazywał godzinę... Trzecią w nocy?!
-No tak-uśmiechnął się.
-Gdyby nie to, że jesteś moim najlepszym przyjacielem - zabiłabym cię-dodałam całkiem poważnie.
-Poczekam na ciebie w aucie-uśmiechnął się do mnie.
Wyszłam z pod ciepłej pierzynki i wyciągnęłam z szafy ubrania w kolorze.... Chyba żółtym.
Nie wiem, po ciemku mało widzę.
Z przyzwyczajenia nie zapalam światła. Dlatego lubię siedzieć w ciemności, bo zawsze tylko to mi towarzyszyło, przez jakieś 11 lat...
Nałożyłam więc na siebie tą sukienkę i jakieś stare trampki, po czym raz dwa przeczesałam moje włosy grzebieniem.
W lustro nie spoglądam, bo i tak za bardzo nie wiem, jak wyglądam. To trochę głupie... Tak patrzeć na siebie, ale nie rozumieć obrazu...
Mimo to, z twarzą Rossa jest inaczej. Bezproblemowo odgaduję gdzie ma swoje ciemne oczy, jasne włosy czy usta.
Po chwili wyszłam z domu, zamykając uprzednio drzwi. Teraz trafieniem klucza do dziurki nie sprawia mi takiego problemu.
-Ślicznie wyglądasz-powiedział Ross otwierając mi drzwi od auta.
-Dziękuję-odparłam z uśmiechem-Gdzie jedziemy?
-Niespodzianka...
***
Jechaliśmy chyba z godzinę, aż w końcu dotarliśmy. Pierwszy raz chyba byłam w tym miejscu... Coś mi się tak wydaję.
-Kupiłem nam coś-dodał uśmiechnięty.
-Co?-spytałam.
-To jest wata cukrowa.
Podał mi coś... W kolorze.... Różu! Tak. Różu.
Ale kiedy tylko tego dotknęłam... Zamknęłam oczy... Uśmiechnęłam się sama do siebie.
-Co jest?-spytał Ross.
-Pamiętasz, jak mówiłam ci, że pamiętam coś jakby mała chmurka?
-No...
-Teraz mi się przypomniało. Ta chmurka, to nic innego, jak wata cukrowa-uśmiechnęłam się do niego otwierając oczy.
On również szeroko się uśmiechnął.
-Podoba ci się tu?-spytał patrząc mi w oczy.
-Nawet bardzo. Co to za miejsce?
-Jesteśmy nad morzem. Ale nie nad tym, co zawsze cię zabierałem.
-Właśnie widzę. Ale czemu przyprowadziłeś mnie tu tak wcześnie?
-Zobaczysz...
***
I rzeczywiście. Około piątej godziny zaczął być wschód słońca. Niebo zaczęło przybierać barwy żółte, czerwone i pomarańczowe. Fale zaczęły delikatnie obijać się o brzeg i z powrotem wracać gdzieś w dal.
Promienie świetlne odbijały się od krystalicznie czystej wody, tworząc piękne smugi, jakby jakiś malarz malował na płótnie. Ross mi kiedyś pokazał taki obraz...
Piasek, delikatny piasek, powoli zaczął się nagrzewać od promieni, które muskały nasze ciała, dając przyjemny dreszcz. Coś niesamowitego.
Po chwili jednak było jeszcze piękniej, gdy zaczęłam wsłuchiwać się w morze...
Jednak głos Rossa, przerwał mi moją ciszę.
***
Miałam napisać, co powiedział, ale jestem wredna i zostawiam to na nexta xD
Jak wam dzionek mija? Ja mam wolne od szkoły :D
Trochę trudno mi pisać, bo Ross i Courtney są razem, a Lau podobno z Andrewem... Ale to wszystko jest najprawdopodobniej robione, by wypromować R5 i zrobić sensację u nich i Laury. Poza tym, chyba nawet upozorują im zerwanie. Dlatego po 2 miesiącach znajomości ,,Rourtney" się stała i pewnie zerwą i bd Raura. Wszystko dla Show... 
Komentujcie miśki :*
Do napisania!!!!

sobota, 9 maja 2015

Rozdział 16 + Notecka

<Dwa miesiące później>
-A co to jest, Lauro?-spytał terapeuta.
-To jest... Ummm... Zdjęcie domu!
-Bingo-uśmiechnął się do mnie.
-Świetnie ci idzie-dodał Ross.
-Myślę, że jeszcze dwa takie spotkania i nie będę ci potrzebny. Ty już wiesz prawie wszystko.
-Ale nadal mam problem z odmierzaniem odległości.
-To przyjdzie ci z czasem. A teraz myślę, że możemy zakończyć wizytę-uśmiechnął się ciepło.
-Do widzenia!-krzyknęliśmy z Rossem.
Po chwili wyszliśmy z budynku.
Intrygowała mnie każda postać, każda istota żywa, każdy kwiatek. Uczyłam się pisać i czytać, ale nie wypukłą czcionką, a literami Arabskimi.
Muszę przyznać, że łatwe to to nie było.
Świat coraz bardziej mnie fascynował, coraz bardziej zachwycał. Jakby mówił: ,,To czego pragniesz, jest na wyciągnięcie ręki".
-Ross?-spytałam.
-Słucham?
-Przejdziemy się do wesołego miasteczka?-kolejne pytanie z moich ust.
-Jeszcze pytasz?
-Teraz tak-zaśmiałam się-Chciałabym też spróbować znów opanować klawisze pianina, ale za pomocą typowego wzroku. Myślę też, że mogłabym zacząć śpiewać-Ross spojrzał na mnie zdziwiony-zapomnij o tym, co gadałam. To głupie.
-To nie jest taki zły pomysł. Może nagramy duet?-zaśmiałam się-Rób codziennie mały krok w stronę tego, czego pragniesz-dokończył.
-Mam taki zamiar. Ale sama nie wiem, czy mi się uda.
Spacerowaliśmy sobie spokojnie poprzez puste uliczki Los Angeles.
Cieplutki wiatr muskał nasze policzki, dając o sobie znać oraz o porze roku, w jakiej jesteśmy. Lato.
Słońce raziło mnie w oczy, za każdym razem, jak tylko starałam się na nie spojrzeć. Bawiło mnie to. Wręcz rozbawiało. Taka mała rzecz, a cieszy.
Cieszyłam się za każdym razem, jak rześki deszcz spływał po moich włosach, policzkach, ubraniach, sprawiając, że stawały się wilgotne. Uwielbiałam tę pogodę, i za każdym razem wychodziłam wtedy na dwór, by popatrzeć do góry, jak każdy kropelka spada na ziemię i rozchlapuje się na dole.
Oczywiście część kropelek spadało mi do oczu, co zbyt przyjemne nie było.
A jak siedziałam w domu, na oknie śledziłam każdą kropelkę palcem. Ja jedną, Ross drugą, mając nadzieję, że złączą się w jedną, dużą kroplę...
-Jesteśmy-powiedział z uśmiechem Ross.
Za każdym razem przyglądałam się mu, jak robił różne miny. Nigdy nie mogłam odczytać jego emocji. Raz miał zmarszczone brwi, a raz podniesione policzki ku górze. Niektórych emocji, które pojawiały mu się na twarzy nie znałam. Nie wiedziałam, czy to smutek, a może szczęście?
Za każdym razem też inaczej na mnie patrzył. Też nie byłam w stanie odczytać jego emocji.
Na jedną wizytę terapeutyczną poszłam sama, bo Ross musiał pomóc mamie i tacie. Za to ja zapytałam terapeutę, o co z tym chodzi.
Powiedział, że nauczę się jego emocji po dłuższym czasie. Miesiąc minął, a ja potrafię odczytać tylko radość, smutek i złość. Chociaż to ostatnie występuje bardzo rzadko.
-Gdzie najpierw?-spytał.
-Kolejka górska?-odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Ty się mnie pytasz czy stwierdzasz fakt?-zaśmiał się.
-Pierwsze pomieszane z drugim.
Kupiliśmy bilety i poszliśmy na kolejkę górską. Potem też na inne atrakcję, a o 23:00 wróciliśmy do domu.
Za każdym razem, kiedy byłam z Rossem uśmiech nie schodził mi z twarzy. Ciągle mnie to zastanawiało... Czemu?
Nie wiem. Byłam z Rossem równie szczęśliwa, jak Van ze swoim chłopakiem. A raczej narzeczonym. Od miesiąca.
***
Po powrocie do domu postanowiłam zadzwonić do siostry.
-Cześć młoda! Co tam?-spytała.
-Właśnie wróciłam z Rossem z wesołego miasteczka. A ty?
-Właśnie Max odwiózł mnie do domu-zaśmiała się.
-Skąd wiedziałaś, że go kochasz?
-Trudne pytania zadajesz...
-A dowiem się?
Słyszałam ciche westchnięcie.
-Sama nie wiem. To się po prostu czuje. Ciągle chcesz być z tą osobą... Czujesz się przy niej bezpieczna... Wiecznie o niej myślisz, a jej dobro stawiasz ponad własne. Bezgranicznie jej ufasz i wiesz, że możesz powiedzieć o wszystkim. Chcesz spędzić z nią resztę życia... Po prostu ją kochasz.
-Myślisz, że jeżeli mam te objawy, mogę być zakochana w Rossie?
***
Witajcie kochani!
Pierwsza sprawa - zachęcam do komentowania. Rozdział wyszedł mi dłuższy i chciałabym, abyście go skomentowali. Tym bardziej, że niedługo koniec. Także wszyscy, którzy czytacie tego bloga (lub przeczytaliście ten rozdział) napiszcie nawet jedno słowo. Bardzo mi na tym zależy.
Sprawa druga - proszę was wchodźcie na mojego drugiego bloga (dremas, macie link w poprzednim rozdziale) i tam też komentujcie.
A trzecia - opisy są dłuższe, specjalnie dla osoby, dla jakiej to dedykuję. 
Także z dedykacją dla Kinga Juliena :D
Do napisania!

środa, 6 maja 2015

Rozdział 15

*Oczami Laury*
<Miesiąc później>
-A to? Co to?-spytałam przyglądając się jakiejś rzeczy.
Nauczyłam się odróżniać kolory i kształty. Choć nadal mam problem z odróżnianiem czy to obraz czy prawdziwa rzecz.
-To jest storczyk. Taka roślinka-dodał Ross z uśmiechem.
-Śliczny-dodałam odwzajemniając gest.
-Podoba ci się?
-Yhm-dodałam.
-Poproszę o jeden taki -powiedział Ross do sprzedawczyni, po czym zapłacił i wręczył mi kwiatka. Bo to chyba kwiatek..
-Dziękuję-powiedziałam poszerzając uśmiech.
-Jesteś na najlepszej drodze by w pełni rozróżniać już wszystko.
-Nieprawda. Sam wiesz, jak jest na terapii.
-Nauczyłaś się wszystkich kolorów, a to sukces.
-Czy ja wiem? To tylko kolory. Świat to nie tylko barwy, ale mnóstwo innych rzeczy. Myślę, że wieki zajmie mi nauka wszystkiego-dodałam wzdychając.
-Daj spokój. Ja do teraz nie znam wszystkiego, co mnie otacza. Podobno na świecie jest o wiele więcej owadów, niż zdołam zobaczyć przez całe życie.
-Mogę cię o coś spytać?
-Jasne-uśmiechnął się nieświadomy, że jego uśmiech zaraz zniknie z jego twarzy.
-Tęsknisz za swoim rodzeństwem?
Westchnął i zamyślił się na dłuższą chwilkę.
Spojrzał na mnie przelotnie i przeniósł wzrok przed siebie.
-Czasem są chwilę, kiedy nadal do mnie nie dociera, że wspomnienia które mam w swojej głowie, to tylko wspomnienia i jedyna pamiątka po nich. Wiem, że nic mi ich nie zawróci, że już nigdy nie usłyszę ich głosu, nie zobaczę uśmiechu, nie porozmawiam z nimi. Czasem są chwile, kiedy czuję się bardzo bezsilny, ale wtedy idę do ciebie i od razu jest mi lepiej-dodał.
Byłam w totalnym szoku. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
Ross spuścił głowę i nabrał czerwonego koloru.
-Miło mi-starałam się jakoś go.. Pocieszyć?
To co powiedziałam było bezsensu.
-A ty? Tęsknisz za rodzicami?
-Praktycznie nie znałam ich. Nie wiedziałam kim są. Z opowiadań Vanessy, wynika że bardzo się kochali i byli wspaniałymi ludźmi. Trudno mi powiedzieć, czy tęsknię za kimś, kogo nigdy nie znałam.
-Rozumiem. Ja nigdy nie poznałem mojej kuzynki, która zmarła w rok mojego urodzenia. Ale podobno też była wspaniałą osobą.
-Jeżeli była choć troszkę podobna do ciebie, to na pewno-uśmiechnęłam się.
-Uważasz, że jestem wspaniały?-uśmiechnął się wyłapując moje słowa.
-Oczywiście-przytuliłam go.
-Witajcie dzieciaki-spojrzałam przed siebie. Przed nami szli pod rączkę pani Stormie i pan Mark.
-Dzień dobry-powiedziałam z uśmiechem.
-A co wy tak spacerujecie? Jak się czujesz Laureńko?
Pani Stormie to wspaniała kobieta. Jest dla mnie jak matka, której nie miałam.
-Bardzo dobrze-zerknęłam na Rossa.
Jego twarz wyrażała radość. Uwielbiałam, kiedy był szczęśliwy. Wtedy sama zaczynałam być szczęśliwa. Ale pytanie: czemu?
***
Dziś krótki. Zbliżamy się nieubłaganie do Raury i tym samym - do końca.
Epilog będzie 20 rozdziałem.
Mam nadzieję, że wam się podoba! Komentujce :D
Zapraszam na mojego ,,nowego" bloga!