*Oczami Laury*
-No cóż... Muszę już iść. Ale naprawdę bardzo miło było państwo poznać-powiedziałam z uśmiechem.
-Ciebie również skarbie. Jeżeli będziesz czegoś potrzebowała, to oczywiście ci pomożemy. Co tylko chcesz-powiedziała ciepłym głosem pani Stormie.
-Dziękuję za wszystko, ale chyba nie będzie takiej potrzeby-uśmiechnęłam się. Po chwili czułam jak ktoś chwyta mnie za ręce.
-To mamo... Ja idę odprowadzić Laurę-powiedział Ross po czym wzmocnił uścisk.
-Oczywiście Ross. Tylko wróć szybko, dobrze?-spytała z troską pani Stormie. Jak ja bym chciała, aby mama się tak o mnie martwiła...
-To idziemy?-spytał Ross.
-Tak. Jasne-uśmiechnęłam się i po chwili szłam ramię w ramię z z przyjacielem.
-Bo wiesz... Tak sobie pomyślałem...-zaczął.
-No?-ponaglałam go.
-Czy ty serio chcesz pracować w takim zakładzie?-spytał.
-Nie wiem. Chcę jakoś się usamodzielnić. Ale czy ja chcę tam pracować?... To chyba jedyna praca, gdzie mnie przyjmą-powiedziałam i spuściłam głowę.
-No ale wiesz... Bo ja mam inną ofertę-powiedział.
-Tak? A jaką?-zaciekawił mnie swoją jeszcze nie wypowiedzianą propozycją.
-No... Abyś pracowała... W sensie... No bo... Lubisz masować?-spytał po dość długim jąkaniu się.
-No... Nawet. A co?-spytałam dalej nie rozumiejąc.
-A masowałaś kogoś kiedyś?-spytał.
-Wiesz... Jestem niewidoma, a w szkole uczono nas wielu praktyk. Masowania, malowania czy takiej pracy, do której mnie przyjęto. Vanessa twierdzi, że mam złote pace. Myślę, że potrafiłabym pracować w takim zakładzie. Nie jestem jakimś wybrykiem natury, tylko zwykłą, niewidomą osobą.
-Przepraszam. Zapomniałem-powiedział skruszony.
-Nic nie szkodzi. Lubię jak zapominasz o moim kalectwie.
-Naprawdę?-w jego głosie wyczułam lekkie zadziwienie.
-Tak. Całe życie traktowali mnie jak kalekę i non stop mi to uświadamiali. Nie było osoby, która by mówiła do mnie bez litości, albo taka, która pozwalałaby mi zapomnieć. A teraz pojawiłeś się ty-powiedziałam z uśmiechem.
-Nie wiedziałem, że nie lubisz litości-powiedział.
-Wiesz. Ty na pewno po jakimś czasie też byś ją znienawidził w moim stanie-odpowiedziałam, a resztę drogi przeszliśmy delektując się ciszą.
Kiedy już chyba doszliśmy pod mój dom (Ross się zatrzymał) to wtedy zaczął:
-To... Przyjęłabyś tamtą pracę? Tą z masażem?-spytał. Wyczułam w jego głosie nie pewność.
-A czyj to zakład?-spytałam.
-Mojej mamy. To co?-spytał zaciekawiony.
-Nie wiem... Muszę się zastanowić... Dam ci znać, okey?-spytała nie pewnie.
-Jasne-po chwili poczułam, jak bierze delikatnie moją dłoń i zaprowadza mnie aż po same drzwi mojego domu.
-Do jutra-powiedział i puścił moją dłoń...
<Następny dzień>
Obudziłam się, bo usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Starałam się usłyszeć w jakim miejscu się znajduje. Zaczęłam jeździć ręką po mojej komodzie, gdy usłyszałam, że coś z hukiem spada na ziemię.
,,Pewnie telefon" - pomyślałam. I nie myliłam się. Podniosłam przedmiot, a że miał pełno klawisz, bo Vanessa nie chciała mi kupić jakiegoś nowego, szybko wyczułam klawisz do odbierania połączeń.
-Halo?-powiedziałam zaspanym głosem.
-Hej gwiazdeczko-usłyszałam radosny głos mojej siostry.
-Van? Która godzina?-spytałam.
-Jakoś po dziesiątej. Słuchaj... Kiedy zaczynasz pracę?
-Wydaje mi się, że rozmowę mam jeszcze za jakieś trzy dni, bo dzwonili do mnie. A co?-spytałam.
-Nie chciałabyś gdzieś ze mną pojechać?-spytała.
-Wiesz Van... Nie mam ochoty. Dziś mam dać Rossowi odpowiedź także...
-Temu chłopakowi, co jest dla ciebie taki miły? Co masz mu niby powiedzieć, hmmm?-spytała.
-Bo wczoraj zaoferował, abym zaczęła pracę u jego mamy. Ona ma jakieś studio masażu, czy coś-odpowiedziałam.
-Laura, to wspaniale! Ale czy ten chłopak nie będzie chciał czegoś w zamian?
-Nie rozumiem-zmarszczyłam brwi.
-Wiesz... Dostajesz pracę. Od niego...
-Van nie przesadzaj. Lubię go i myślę, że on mnie też. Tylko chciałam się ciebie zapytać, co o tym sądzisz. Czy powinnam przyjąć tę pracę czy raczej sobie odpuści.
-Moim zdaniem zdobyłabyś lepsze kwalifikację. Zawsze jak przestaniesz pracować u jego matki możesz zacząć pracę gdzie indziej z większym wykształceniem. Ale ja mu jakoś nie ufam.
-A ja tak. Może nie znam go zbyt długo, ale bardzo go lubię. Jest bardzo miły i troskliwy. I przychodzi codziennie. A poza tym będzie mnie uczył grać na pianinie!-powiedziałam z euforią.
-Może pierw trochę lepiej go poznaj, co?
-Tak. Dzięki za radę Van. Ja już będę kończyć-powiedziałam, a kiedy usłyszałam ciche ,,pa" po drugiej stronie rozłączyłam się. Przynajmniej taką mam nadzieję, że trafiłam w ten głupi klawisz.
Po chwili wyciągnęłam z szafy jakieś ciuchy. Nawet nie wiem jakie, bo przecież nie widzę. Mam 50% szans, że koszulka jest założona na dobrą stronę. Po chwili usłyszałam jak ktoś puka do drzwi.
-Proszę!-krzyknęłam.
-Cześć Laura-od razu poznałam ten głos. Ross.
-O hej. Ja dopiero wstałam, więc nigdzie nie idę-domyślałam się, że chciał iść na spacer, więc wolałam go uprzedzić, że jak na razie, nigdzie nie idę.
-Ja nie w tej sprawię-odpowiedział. Dałabym sobie głowę uciąć, że właśnie się uśmiechnął.
Ciekawe jak on wygląda.
-A co?-spytałam.
-Zastanowiłaś się nad moją ofertą?-spytał.
-Tak. Ale nie jestem w stanie jasno sprecyzować, czy chcę ją przyjąć-powiedziałam kierując się w stronę kuchni.
-Jak to nie jesteś w stanie?-spytał nie rozumiejąc. Szedł za mną.
-Ross... Wszystko uzgadniam z siostrą, a ona boi się o mnie. Myśli, że gdzieś jest tu haczyk-powiedziałam zgodnie z prawdą robiąc sobie kanapki z... czymś.
-Jaki haczyk? Laura, moje intencje są szczere-odpowiedział po chwili.
-Wiem. Ale ona tego nie rozumie i boi się kłopotów. A ja nie chcę, by była na mnie zła. Rozumiesz?-spytałam.
-Staram się.
Po chwili zapadła między nami cisza. Nie lubię takiej ciszy... Jest... Niezręczna...
-Wyjdziemy gdzieś?-słyszałam jego nie pewny głos. Uśmiechnęłam się.
-No a jak!-zaśmieliśmy się oboje.
***
-No to powiesz coś jeszcze o sobie?-spytał.
-A co ja mogę... Wiesz już prawie wszystko-zaśmiałam się-Za to ty... O tobie wiem naprawdę mało.
-A co ja ci mogę powiedzieć?
-Nie wiem... Jak wyglądasz?-o tak. To pytanie mnie nurtuje od początku naszej znajomości.
-Serio? To cię interesuje?-spytał.
-Tak.
-A co jak jestem grubym nastolatkiem, z okularami i aparatem na zębach?-spytał. Zaśmiałam się cichutko.
-Nie będzie mi to przeszkadzać. Przecież i tak nie widzę-powiedziałam z uśmiechem.
-O właśnie, ja w tej sprawię...
-Mojego kalectwa?-spytałam.
-Nie mów tak. Nie lubię tego słowa.
-No dobrze. Więc mojego upośledzenia?
-Tak też nie mów. Laura, ja na poważnie-powiedział wzdychając.
-No ja też-uśmiechnęłam się.
-Chodzi mi serio. Znalazłem takie ogłoszenie... Ale za nim przejdę do rzeczy, to może powiedz mi jak sobie radzisz z wadą, a raczej brakiem wzroku.
-No cóż... Dopiero wyszliśmy, a że jesteśmy przed blokiem to dam ci przykład. Widzisz tamto drzewo, na przeciw bloku?-spytałam. Znam już wszystko na pamięć.
-No tak... Nie mów, że ty też-powiedział z nadzieją.
-Nie, ale je pamiętam. Otóż jak chcę do niego dojść i na nie nie wpaść muszę iść tym samym krokiem, co zawsze, w takim samym czasie dwadzieścia kroków. Tak odmierzam odległość. Ja pójdę za szybko lub za wolno, to na nie wpadnę-powiedziałam zgodnie z prawdą-Albo jak zrobię większe lub mniejsze kroki. Ale ty je widzisz. I możesz na podstawie wzroku odmierzyć odległość rzeczywistą. Dla mnie jest ona tylko iluzją.
-Musi ci być ciężko-powiedział.
-Przyzwyczaiłam się.
-Nie chciałabyś tego zmienić?-spytał.
-No nie za bardzo. To tak jakbyś zaproponował Francuzowi, aby nauczył się Włoskiego, bo tak będzie dla niego lepiej. Wyśmieję cię i poda za głupca. Bo dla niego ten język jest lepszy. A ja nie znam innego świata. A raczej nie pamiętam. I chcę, by tak zostało-odpowiedziałam.
-Ale gdybyś miała możliwość odzyskania wzroku, czy byś z niej skorzystała?-spytał Ross.
-Nie. Na dzisiejszy czas nie-odpowiedziałam twardo, na myśl o wydarzeniach z przeszłości.
-Ja bym chciał. Zobacz, to znaczy posłuchaj, mogłabyś zobaczyć jak wyglądam. Jak pani Thouse wygląda. I jak Vanessa wygląda. Ten doktor, którego znalazłem to obiecuje-powiedział Ross.
-Błagam cię skończ. I nigdy więcej mi tego nie proponuj-powiedziałam po czym wróciłam do klatki. Sama.
*Oczami Rossa*
Nie mogłem tego zrozumieć. Znalazłem doktora, który robi operację ze skutkiem gwarantowanym. Nie rozumiałem, czemu Lau nie chce iść na tę operację. Przecież mogła by znów widzieć i przestać się męczyć.
Dlatego postanowiłem porozmawiać z jej siostrą. Trzeba było tylko znaleźć namiary...
-Dzień dobry Pani Thouse-powiedziałem wchodząc do sklepu.
-Witaj Ross. Jak się miewasz?-spytała z przemiłym uśmiechem.
-Bardzo dobrze-odpowiedziałem odwzajemniając gest.
-A co u rodziców? Jak się miewają?-spytała.
-Oni też. Proszę pani. Jest sprawa... Ale delikatna-dodałem.
-Chodzi o Laurunię?-spytała z nieukrywanym zaciekawieniem.
-Poniekąd. Muszę się dowiedzieć gdzie pracuję, bądź mieszka jej siostra-odpowiedziałem.
-Jej siostra? A do czego ci jej siostra?-spytała.
-Mam do niej sprawę, która właśnie dotyczy Laury. Ale Lau nie może się o tym dowiedzieć. To bardzo ważne-odpowiedziałem.
-No dobrze. Zaraz ci napiszę-westchnęła. Grunt, że o nic więcej nie pytała...
***
Witam z powrotem!
Ale się stęskniłam :D
Dziękuję, że na mnie czekaliście.
Zapraszam was jednak na mojego nowego bloga (piszę z tel więc po prostu podam link) follow-your-dream-raura.blogspot.com
Do nexta miśki :*